Strony

Google Website Translator Gadget

czwartek, 26 kwietnia 2012

Mini ciasteczka maślane

  W moim słoju na ciastka zobaczyłam dzisiaj dno, co oznacza, że nadszedł czas, by upiec słodkie co nieco. Wybór padł na mini ciasteczka maślane, bo wszystko, co jest potrzebne do ich zrobienia, mam w domu. To znaczy nie wszystko, bo musiałam pożyczyć od mamy wałek i foremki;-) Przy okazji skorzystałam z mamy pomocy, bo na cztery ręce ciasteczka robi się błyskawicznie. Zatem przyjemne z pożytecznym - kucharzenie i pogaduszki lub pogaduszki i kucharzenie. Jedno i drugie i przyjemne, i pożyteczne;-)
  Do zrobienia ciasteczek potrzebujemy:

   Do dużej miski wrzuciłam mąkę i masło. Na początku kroiłam masło nożem na coraz mniejsze kawałki i mieszałam z mąką. Potem dodałam cukier, sól, jajko, sok i aromat. Całość wymieszałam łyżką, a następnie zaczęłam rozgniatać składniki palcami. Kiedy ciasto zrobiło się zwarte, początkowo ma konsystencję kaszy, to przełożyłam je na blat posypany mąką. Wyrabiałam do czasu, aż stało się w miarę gładkie. 
   Mama  w międzyczasie włączyła piekarnik, żeby nagrzał się do 180 stopni. 
   Od ciasta odrywałam kawałek, rozwałkowywałam i wycinałam mini ciasteczka - gwiazdki, serducha i karbowane kółka. Mama smarowała je rozkłóconym jajkiem. 
   Zrobiłyśmy 4 blachy, a każda z innym dodatkiem na wierzchu - jedne ciasteczka są posypane cynamonem, drugie z migdałowym płatkiem, trzecie z ziarenkami sezamu i czwarte z cukrem trzcinowym.   
  Ciasteczka piecze się około 15 - 20 minut. Trzeba sprawdzać, bo wszystko zależy od ich grubości.
   Słoik jest pełen, w domu pachnie słodko-maślano-cynamonowo... Oj, długo to te ciasteczka nie postoją w słoiku;-) 


wtorek, 24 kwietnia 2012

Sałatka pieczarkowa

   Niby nic takiego - ot, zwykła pieczarka, ale za to jaka smaczna i zdrowa. Zdziwiłam się, że tyle dobrego można o niej napisać, bo zawsze kojarzyła mi się hmm... z codziennym grzybem. 
   Polecam dwie strony na temat pieczarek: http://www.fungis.pl/wartosci-odzywcze-pieczarek.html &: http://www.okechamp.pl/index.php?menu=7.
   Pieczarki przygotowuję na różne sposoby, bo lubię ich smak i zapach - szczególnie smażonych na maśle z dodatkiem czosnku. Ale mam także w repertuarze wyjątkową sałatkę pieczarkową:-) Najlepiej zrobić ją wieczorem, żeby przez noc wszystkie składniki i smaki "przegryzły się".

  • 250 g pieczarek,
  • 2 jajka ugotowane na twardo,
  • 1/2 małej puszki zielonego groszku,
  • 2 ząbki czosnku,
  • 2 łyżki posiekanego szczypiorku,
  • kilka korniszonków,
  • 2 łyżki jogurtu greckiego,
  • 1 łyżka octu winnego białego,
  • sól,
  • kolorowy świeżo zmielony pieprz.
   Pieczarki oczyszczam, myję, wrzucam na wrzątek i gotuję około 5 minut. Po wyłączeniu gazu wlewam do garnka ocet, żeby pieczarki lekko zakwasić. Dzięki temu zachowają przyjemny pieczarkowy kolor. Po chwili odcedzam je i czekam aż wystygną. 
   Potem pieczarki kroję na nieduże kawałki, dodaję do nich czosnek przeciśnięty przez praskę, jajka pokrojone w niewielką kostkę, odsączony groszek, korniszonki pokrojone w talarki i szczypiorek. Odrobinę solę i pieprzę. Na koniec dodaję jogurt, mieszam i odstawiam sałatkę do lodówki. 
   Na drugi dzień sałatka pieczarkowa, o której mój gastronomiczny recenzent mówi, że ma wyjątkowy smak (a jest dość wybrednym smakoszem...), jest doskonałym uzupełnieniem wspólnego śniadania.
   Dzisiaj podałam do niej chleb, upieczony także wczoraj według przepisu, w którym miejsce zwyczajnej pszennej mąki zajęła mąka pszenna z pełnego przemiału: chleb z ziołami prowansalskim


Przepis bierze udział w akcji:

niedziela, 22 kwietnia 2012

Sałatka z kalafiora

   Długo nie mogłam się przekonać do kalafiora, aż w końcu pewnego dnia spróbowałam sałatki przygotowanej przez moją kumpelę z liceum. Było to jakiś czas po skończeniu szkoły średniej, kiedy to odkrywałyśmy uroki gotowania. Jej wersja zawierała kiełbasę suszoną, moja obecna jest bezmięsna. 
   Oczywiście muszę wspomnieć o właściwościach odżywczych kalafiora, który jest cennym źródłem mikro- i makroelementów, a szczególnie: wapnia, żelaza, potasu, magnezu, fosforu, fluoru i innych. Dostarcza organizmowi niezbędne witaminy z grupy B, w tym B1, B2, B6, a także witaminę C i K. Naturalne związki w nim zawarte wspomagają nasz układ odpornościowy. 
   A poza tym jest smaczny sam w sobie i wygląda przepięknie, jak egzotyczny kwiat.
   Oto składniki sałatki:

Sałatka przed polaniem sosem:-)
  • nieduży kalafior podzielony na mniejsze kawałki - kwiatki,
  • kilka pomidorków koktajlowych,
  • 3 jajka ugotowane na twardo,
  • kilka mini korniszonów,
  • 1 łyżka szczypiorku,
  • 1 łyżka koperku,
  • 2 łyżki majonezu,
  • 2 łyżki jogurtu greckiego,
  • trochę przegotowanej wody. 

   Kalafiory od lat gotuję na parze, bo ten sposób obróbki nie tylko krótko trwa, ale także nie wymaga stosowania żadnych przypraw. Tak ugotowany ma swój charakterystyczny, lekko słodkawy smak. Równie dobrze można go jeść bez żadnych dodatków:-)
   Ostudzony kalafior układam na talerzu. Wtykam tu i ówdzie po ćwiartce ugotowanego na twardo jajka, po kawałku pomidorka koktajlowego podzielonego na połówki lub ćwiartki. Ogórka, pokrojonego w zapałki, rzucam gdzie popadnie. Całość posypuję posiekanym drobno szczypiorkiem. 
   W kubku mieszam majonez z jogurtem, odrobiną wody i posiekanym drobno koperkiem. Tak przygotowanym dressingiem polewam sałatkę bezpośrednio przed podaniem.
Sałatka polana sosem



piątek, 20 kwietnia 2012

Tagliatelle z sosem pomidorowo-kaparowym

  Kolejne danie makaronowe, szybkie, smaczne, pożywne i trochę włoskie, ale po mojemu:-) Uwielbiam takie potrawy, bo sprawiają, że czuję się jednocześnie najedzona i lekka. Zatem, do rzeczy:

  • makaron tagliatelle,
  • czerwona cebula pokrojona w drobną kostkę,
  • 4-5 ząbków czosnku pokrojonych w plasterki,
  • pomidory pelati bez skórki pokrojone w kostkę (puszka 400 g),
  • garść marynowanych kaparów,
  • czubata łyżka posiekanej bazylii,
  • kieliszek czerwonego wytrawnego wina,
  • sól, cukier trzcinowy, zioła prowansalskie,
  • około 10 g sera gorgonzola,
  • oliwa.
   Kiedy woda (osolona) na makaron się gotuje, smażę na oliwie najpierw samą cebulę, po chwili dołącza do niej czosnek, a następnie pomidory wraz z sosem z puszki. Gdy masa pomidorowa zaczyna "bąblować", wlewam do niej wino, posypuję szczyptą cukru. Mieszam i czekam aż wino wyparuje, czyli aż pomidorowy sos zrobi się gęściejszy niż na początku:-) 
   Na wrzącą wodę wrzucam makaron i  gotuję go bez przykrycia przez około 8 minut.
   W tym czasie kończę sos, dodając kapary i bazylię, trochę ziół prowansalskich i ser gorgonzola, który ma za zadanie zagęścić sos i dodać mu słoności i wyrazistości. Mieszam, żeby masa stała się kremowa.
    Makaron po odlaniu i odsączeniu wędruje z powrotem do garnka, w którym się gotował. Wlewam do niego sos, mieszam i dopiero przekładam na talerze. 

wtorek, 17 kwietnia 2012

Humus z bazylią

  W ramach poszukiwania sposobu na zapobieganie niedokrwistości, znalazłam artykuł o humusie, który niniejszym polecam:
http://vitalia.pl/index.php/mid/3/fid/2/diety/dieta/article_id/635/offsetk/3
    Ponieważ wykonanie tej pasty to prościzna, postanowiłam przygotować moją wersję zamiast kupować gotowca.
    Co było mi potrzebne:

  • 1 puszka cieciorki (400 g)
  • 1/4 płynu, w którym zanurzona jest cieciorka w tejże puszce:-)
  • 2 łyżki pasty sezamowej (thaini)
  • 2 łyżki soku z cytryny,
  • 1 łyżeczka soli,
  • 2 ząbki czosnku,
  • 1,5 łyżki posiekanej bazylii,
  • oliwa z oliwek.

   Odsączyłam cieciorkę, wrzuciłam do miski. Dodałam do niej pastę sezamową, przeciśnięte przez praskę ząbki czosnku, bazylię, sól i wlałam sok z cytryny. 
   Wszystko potraktowałam blenderem. W trakcie robienia masy dolałam płyn z puszki, bo bez niego pasta byłaby zbyt gęsta.
   Humus podałam na kromkach macy z ziołami prowansalskimi - wersja z pomidorkami koktajlowymi oraz ze świeżym ogórkiem. Obie kromki zostały posypane mieszanką soli z kminkiem i czosnkiem. 
   Pozostałą masę przełożyłam do małych miseczek, zalałam oliwą i włożyłam do lodówki. Ponoć tak przygotowany humus można przechowywać w lodówce do 3 dni. 

niedziela, 15 kwietnia 2012

Mocno ziołowe placki z cukinii

   Dlaczego mocno ziołowe? Bo zaszalałam z dodatkami. W ogóle dzisiaj miałam dzień akcji kuchennych. Jeszcze mam w planach nastawienie ciasta na chleb, żeby przez noc wyrosło i żebym rano mogła go upiec.
   Efekt plackowy mnie zadziwił;-) Placki są aromatyczne, zbudowane z wielu smaków, o niepowtarzalnym bukiecie - w ramach analogii do wina. 
   Oto składniki:

  • dwie nieduże cukinie,
  • 1/2 sporej cebuli lub 1 mała,
  • 1 czubata łyżka posiekanych listków bazylii,
  • 1 czubata łyżka posiekanej natki pietruszki,
  • 1 płaska łyżka posiekanych listków kolendry,
  • 1 płaska łyżka posiekanych listków mięty,
  • 1 jajko,
  • około 1/2 szklanki mąki,
  • około 2-3 łyżki mleka,
  • 1/2 szklanki tartego parmezanu,
  • sól, pieprz kolorowy, papryka słodka.
   Cukinię starłam na tarce o dużych oczkach, wrzuciłam do durszlaka, posoliłam i zostawiłam w spokoju na około 10 minut, żeby płyn odciekł. Za wiele go nie wyciekło, więc przekładając cukinię do miski, wyciskałam płyn, ściskając cukinię w garści. To prawie jak wyciskanie soku z winogron, stąd moje porównanie do wina;-)
   Na tej samej tarce starłam cebulę. Żeby nie płakać nad cebulą, wystarczy kroić ją, siekać czy ścierać w pobliżu płomienia. Na szczęście mam kuchnię gazową, więc o pierwotny ogień nie jest trudno.
   Do odciśniętej cukinii wrzuciłam posiekane zioła, cebulę, jajko, sól, pieprz, paprykę i wymieszałam to wszystko łyżką. Potem dodałam mąkę i mleko. Nie za dużo ani jednego, ani drugiego, bo ciasto powinno być raczej lejące niż sklejone. Na koniec wrzuciłam starty parmezan. I też wymieszałam:-)
   Masę smażyłam na złoto. Po zdjęciu z patelni placki lądowały na papierowym ręczniku, żeby ewentualny nadmiar oliwy został wchłonięty przez papier.
   Podałam je z jogurtem greckim wymieszanym z jednym, przeciśniętym przez praskę, ząbkiem czosnku. 

Sałatka z owczym serem i pstrągiem

   Owczy ser, w odróżnieniu od sera z mleka krowiego, nie powoduje u mnie alergii pokarmowej, więc tak jak wyroby z koziego mleka jest mile widziany na naszym stole. Jednak nie jest to taki po prostu ser wyjęty z pudełka i już. 
   Mój ulubiony owczy ser bułgarski "Bałkanka" kroję w kostkę, wkładam do szklanej miseczki, dodaję do niego 3-4 ząbki czosnku, posypuję przyprawą do fety (mieszanka oregano, pietruszki i mięty przywieziona z Grecji), zalewam oliwą, zamykam naczynie i odstawiam w chłodne miejsce, ale nie do lodówki. Po dwóch dniach ser jest pyszny, nasycony przyprawami, słonawy, lekko czosnkowy i idealny do takiej sałatki, jaką zrobiłam dzisiaj, a do której potrzebne są: 

  • garść roszponki,
  • kilka kostek owczego sera przygotowanego jak opisałam powyżej,
  • dwie łyżki oliwy z przyprawami, w której leżał i marynował się owczy ser,
  • filet wędzonego pstrąga,
  • kawałek czerwonej papryki,
  • kilka pomidorków koktajlowych,
  • kilka listków bazylii,
  • kawałek czerwonej cebuli.
   Na talerz kładę roszponkę, na nią pokrojonego w kostkę pstrąga, ser owczy, paprykę pokrojoną w zapałki, pomidorki przekrojone na pół, poszarpaną bazylię, cebulę pokrojoną w piórka. Całość polewam aromatyczną oliwą z ziołami, w której trzymam ser owczy. I gotowe:-)
   Przepis bierze udział w akcji:
   
Seromaniacy

piątek, 13 kwietnia 2012

Chleb trzy zboża plus słonecznik

   Kilka dni temu zauważyłam na półce w delikatesach Alma mąkę Lubelli "Pełne ziarno 3 zboża". Postanowiłam zatem spróbować zrobić chleb "mieszany" zamiast pszennego. Mąka skomponowana jest pszenicy, żyta i orkiszu. Producent napisał, że powstała z całych ziaren, w tym z łusek, które zawierają najwięcej błonnika i składników mineralnych. 
   Ciągle jeszcze nie zrobiłam zakwasu, więc w odkrywaniu uroków pieczenia domowego chleba, opieram się nadal na drożdżach.
   Składniki potrzebne do upieczenia tego chleba to:


  • 3 szklanki mąki "Pełne ziarno 3 zboża",
  • 1/4 łyżeczki drożdży instant,
  • 1 i 1/2 łyżeczki soli,
  • 1 i 1/2 szklanki wody w temperaturze pokojowej,
  • garść ziaren słonecznika.
   Wczoraj wieczorem do dużej miski wsypałam mąkę, bez przesiewania. Dodałam do niej drożdże i sól. Wymieszałam i wlałam wodę. Masę wyrobiłam łyżką. Miskę zakryłam folią i ściereczką bawełnianą. Odstawiłam w spokojne, ciepłe miejsce.
    Dzisiaj rano z radością stwierdziłam, że masa urosła:-) Na blat wysypałam trochę mąki (tej samej, z której zrobiona jest masa), wyjęłam na nią masę, którą posypałam ziarenkami słonecznika. Tym razem wyrabianie ciasta skojarzyło mi się z zabawami w dzieciństwie, kiedy z gliny czy z błota lepiło się różności:-) 
   Uformowany "wałek" z ciasta włożyłam do foremki wyłożonej papierem do pieczenia. Wierzch posypałam pozostałymi ziarenkami słonecznika, które lekko przyklepałam, żeby nie pospadały:-) Przykryłam blaszkę folią aluminiową oraz ściereczką i zostawiłam, żeby ciasto jeszcze przez około dwie godziny postało i porosło.
   Piekarnik nastawiłam na 220 stopni. Przed włożeniem ciasta do pieca posmarowałam je wodą. Podobno pomaga to w zarumienieniu i uzyskaniu błyszczącej skórki. Do piekarnika, poza ciastem, wstawiłam także miseczkę z 3 kostkami lodu, żeby chleb był wilgotny. Piekłam 30 minut pod przykryciem, a następne 20 bez, żeby skórka się zarumieniła.

   Oto efekt. Smak rewelacyjny, zapach zniewalający. I jak tu nie wpaść w nałóg pieczenia domowego chleba?

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Gulasz porowo-cieciorkowy

   Ponieważ jestem wielką fanką cieciorki, to dzisiaj pojawiła się na moim stole w towarzystwie kaszy gryczanej (polecam ciekawy artykuł o kaszy na stronie: http://ekoguru.pl/2010/11/zalety-kaszy-gryczanej/).
   Mój bezmięsny gulasz zawierał:

  • średniej wielkości pora,
  • cieciorkę (puszka 400 g),
  • 2 marchewki,
  • pomidory (1 puszka 400 g całych pelati bez skórki),
  • 4 ząbki czosnku,
  • ok. 1 cm świeżego imbiru,
  • sól, świeżo zmielony kolorowy pieprz,
  • 1 łyżeczkę ostrej papryki i 1/2 łyżeczki słodkiej papryki,
  • 1 łyżeczkę przyprawy garam masala,
  • 1 kieliszek białego wytrawnego wina,
  • trochę gorącej wody do podlania,
  • 1 łyżkę oliwy.
   Zaczęłam od obrania warzyw i pokrojenia: marchewek na cienkie talarki, pora na piórka, ząbków czosnku na zapałki. Imbir starłam na tarce o drobnych oczkach. 
   Na rozgrzaną oliwę wrzuciłam imbir i marchewkę. Przez chwilę podsmażałam, następnie dodałam pory. Pomieszanie zapachów imbiru i pora pobudziło mój apetyt...
   Podlałam warzywa winem. Jak wyparowało, to dodałam pomidory pokrojone w grubą kostkę wraz z sosem i czosnkiem. Na koniec do kompletu powędrowała cieciorka. Wszystko zostało posolone, popieprzone, popaprykowane i pogaram masalowane;-) Żeby gulasz nie był zbyt gęsty, do duszących się warzyw wlałam trochę gorącej wody.
   Podczas gdy kasza się gotowała, czyli około 15 minut, dusiłam gulasz pod przykryciem. 
   Podałam na kopczyku kaszy gryczanej zwieńczonym natką pietruszki:-)

sobota, 7 kwietnia 2012

Chleb z ziołami prowansalskimi

   Zamarzył mi się domowy chleb, a że marzenia należy spełniać, to oczywiście go upiekłam. W całym domu pachnie teraz ziołami... 
   Całą zabawę zaczęłam wczoraj około godziny 20:00, bo ciasto na chleb musi rosnąć przez 12 godzin. Dzisiaj rano obudził mnie obiecujący zapach drożdży i ziół. Po śniadaniu przystąpiłam do dalszych czynności około-chlebowych, o których poniżej. 
   Chleb był gotowy w południe, więc jak trochę wystygł, to mogłam zjeść pyszne małe co nieco na lunch.
   A składników potrzeba doprawdy niewiele:

  •  3 szklanki mąki pszennej,
  • 1/4 łyżeczki drożdży instant,
  • 1 i 1/4 łyżeczki soli,
  • 1 i 1/2 szklanki wody w temperaturze pokojowej,
  • 4 łyżeczki ziół prowansalskich,
  • odrobinę oliwy i otrębów pszennych do foremek.

   Do dużej miski wsypałam przesianą mąkę, drożdże, zioła i sól. Wymieszałam dokładnie. Dodałam wodę - ważne, żeby była o odpowiedniej temperaturze, bo inaczej będzie kłopot z rośnięciem ciasta. Masę wyrobiłam łyżką. Powinna być lepka i taka była. Przykryłam miskę lnianą ściereczką i odstawiłam w spokojne miejsce, gdzie  ciasto nie było narażone na przeciągi.
   Po 12 godzinach, czyli o poranku, z przyjemnością odkryłam, że ciasto urosło! Gdzie nie gdzie pojawiły się pęcherzyki, czyli wszystko przebiegło, tak jak powinno. Na blat wysypałam sporo mąki, wyrzuciłam na nią masę z miski i przez kilkanaście minut wyrabiałam, oddając jej ciepło od swoich rąk. Absolutnie cudowne przeżycie. Poczułam się tak, jak musiały się czuć moja babka, prababka i wszystkie kobiety przed nimi, które wyrabiały chleb w domu. Nie wiem, czy nie stanie się to moją nową pasją...
   Kiedy uznałam, że ciasto jest już gotowe, nie wiem, dlaczego akurat w tym momencie, ale tak uznałam i już, podzieliłam je na dwie części i umieściłam w foremkach wysmarowanych oliwą i obsypanych otrębami pszennymi.
   Przykryłam foremki folią aluminiową i ściereczką i odstawiłam na około dwie godziny. W tym czasie przygotowałam i upiekłam "orzechowe oczka" (frigolotti) - przepis dostępny tutaj: http://barbarinagotuje.blogspot.com/2012/03/ciasteczka-orzechowe-oczka-na-bazie.html. Dzięki temu miałam już przygotowany piekarnik i przyjemne ciepło w kuchni;-)
   Chleb piekłam w 220 stopniach, najpierw pod przykryciem przez 30 minut, a potem już odkryty przez 15 minut. Po upieczeniu chwilę stygł w foremkach, potem przełożyłam go na lnianą ściereczkę, w której pozostał. 
   Nie mogłam się doczekać, więc jeszcze lekko ciepły pokroiłam i przygotowałam kanapki z kozim serem, ogórkiem i bazylią. Mniam, mniam...

środa, 4 kwietnia 2012

Kotlety z kaszy jaglanej i płatków orkiszowych

   Kotlety kojarzą się z mięsem, ale okazuje się, że można je zrobić nie tylko z niego, ale także z innych niemięsnych składników. 
   Dzisiaj w ramach eksperymentu zrobiłam takowe z kaszy jaglanej (o jej właściwościach można poczytać tu: www.era-zdrowia.pl/zdrowa-kuchnia/zboza-i-produkty-zbozowe/kasza-jaglana.htmli płatków orkiszowych. 
   O orkiszu, prastarej odmianie pszenicy, przeczytałam, że jest szczególnie korzystny dla osób wątłych. Jego ziarna dojrzewają w wyjątkowo grubych łupinach, które chronią je przed insektami i zanieczyszczeniami. Przechowywany w tychże łupinach, pozostaje dłużej świeży, dzięki czemu w przeciwieństwie do innych zbóż, nie jest poddawany działaniu pestycydów czy innych chemikaliów. Orkisz posiada więcej białka, tłuszczu i łatwo rozpuszczalnego w wodzie błonnika, umożliwiającego prawidłowe przyswajanie składników odżywczych przez organizm, niż większość odmian pszenicy.
   A kotlety z kaszy jaglanej i orkiszu nie tylko są zdrowe, ale także wyśmienicie smakują zarówno na ciepło, jak i zimno, podane z miksem sałat z pomidorami i rzodkiewką oraz z dodatkiem jogurtu wymieszanego z czosnkiem i koperkiem.  
   Do zrobienia ośmiu niewielkich kotletów potrzebne są:

  • 1 szklanka kaszy jaglanej,
  • 2 szklanki wody,
  • 1 czerwona cebula,
  • 2 ząbki czosnku,
  • 0,5 szklanki płatków orkiszowych,
  • 1 łyżeczka tymianku, 
  • 1 łyżeczka majeranku,
  • sól i pieprz,
  • mąka,
  • oliwa.
   Kaszę zalałam wodą i gotowałam do miękkości, czyli do momentu, aż ziarenka wciągnęły cały płyn. Warto to kontrolować, mieszając kaszę od czasu do czasu, bo wbrew oczekiwaniom, gotowanie nie trwa długo.
   Gdy kasza miękła na małym ogniu, ja zalewałam się łzami podczas siekania cebuli i czosnku. Olejki eteryczne, unoszące się od mojej czerwono-białej "siekanki", pomogły mi w odzyskaniu na chwilę władzy w nosie, bo od wczoraj walczę z katarem;-) A tak w ramach dygresji, to wąchanie przekrojonej na pół cebuli podczas kataru rzeczywiście przynosi ulgę.
   Posiekaną cebulę i czosnek dodałam do ugotowanej kaszy. Dorzuciłam płatki orkiszowe i zioła. Sypnęłam także sporo soli i świeżo mielonego pieprzu. Całość dokładnie wymieszałam drewnianą łyżką. Dlaczego drewnianą? Bo takie lubię najbardziej, kiedy gotuję kasze czy makarony. Kojarzą mi się z tradycyjną kuchnią.
   Z masy uformowałam osiem średniej wielkości, dość płaskich kotletów, które obtoczyłam cienko mąką. Żeby było łatwiej je robić, to moczyłam dłonie w wodzie, wówczas masa nie klei się do rąk;-)
   Kotlety smażyłam na oliwie przez kilka minut, do uzyskania złocistego koloru.
   A jogurtowy dodatek zrobiłam tak: do 3 łyżek jogurtu greckiego dodałam wyciśnięty przez praskę 1 ząbek czosnku i 1 łyżeczkę koperku. I już:-)

niedziela, 1 kwietnia 2012

Pasztet z cieciorki z ogórkami

   Zainspirował mnie przepis Marty prowadzącej bloga "Jadłonomia": http://www.jadlonomia.com/2012/03/pasztet-z-ciecierzycy-po-polsku.html, ale jak to ze mną bywa, dokonałam kilku zmian - suszone zamieniłam na świeże, pieprz ziołowy na zielony, a siemię lniane na ziarenka słonecznika i dyni.
    Pasztet zrobiłam wczoraj z myślą o Spotkaniu Wielkanocnym w szkole języka włoskiego "Parole Parole", dlatego proporcje są większe niż u Marty, bo chciałam trochę zostawić dla siebie. Było mi bardzo miło, że posmakował współuczestnikom spotkania, którzy mam nadzieję, staną się teraz czytelnikami mojego bloga;-)
  Lista potrzebnych składników:

  • 1,5 szklanki suszonych ziaren cieciorki - można oczywiście użyć ciecierzycy z puszki, ale frajda z obserwowania pęczniejących od wody ziarenek i dalsza obróbka jest tak przyjemna, że zaryzykowałam;-)
  • 1 ziemniak,
  • 1 listek laurowy i 3 ziarnka ziela angielskiego,
  • 1 cebula,
  • 1 marchewka,
  • 1 pietruszka,
  • 2 ząbki czosnku,
  • oliwa,
  • 2 łyżki suszonych grzybów zmielonych w młynku,
  • 4 łyżki musztardy sarepskiej,
  • 2 łyżki posiekanej natki pietruszki,
  • 2 łyżki posiekanego koperku,
  • 1 łyżka suszonego majeranku,
  • 1 łyżeczka zielonego pieprzu i 0,5 łyżeczki czarnego pieprzu utłuczonego w moździerzu,
  • trochę tartej gałki muszkatołowej,
  • 4 łyżki bułki tartej,
  • sól,
  • 5 ogórków kiszonych,
  • ziarenka słonecznika i dyni do posypania.
   Przygotowanie pasztetu zaczęłam dzień wcześniej wieczorem od zalania ciecierzycy wodą. Przez całą noc suche ziarna wciągały płyn i rano okazało się, że moje obawy, że będzie ich za mało, nie sprawdziły się. Dlatego trzeba pamiętać, żeby wody było dużo więcej, dwa razy tyle albo i trzy, niż ziaren, które podwajają przez noc swoja objętość. Czary?;-)
    Rano wylałam wodę, w której cieciorka się moczyła i zalałam świeżą. Do garnka dorzuciłam obranego ziemniaka, listek laurowy, ziele angielskie i gotowałam to wszystko na małym ogniu przez trochę ponad 1,5 godziny. Nie soliłam, bo ponoć jak doda się sól, to cieciorka nigdy nie zmięknie.
   W tym czasie, kiedy ciecierzyca stawała się miękka, umyłam, obrałam i starłam na tarce marchew i pietruszkę. Powędrowały na patelnię, na rozgrzaną oliwę z wyciśniętym przez praskę czosnkiem. Dusiły się na małym ogniu razem z posiekaną drobno cebulą przez parę minut, aż zrobiły się miękkie.
   Ciecierzycę odlałam, jak zrobiła się miękka. Wyrzuciłam ziemniaka, listek i ziele angielskie. I tu był moment na włączenie piekarnika i nastawienie go na 200 stopni. Do cieciorki dodałam uduszoną marchewkę, pietruszkę, cebulę i czosnek, suszone grzyby, musztardę, natkę pietruszki, koperek, majeranek, mieszankę pieprzów, gałkę, bułkę tartą i sól. Całość wymieszałam najpierw łyżką, a następnie potraktowałam blenderem. Pewnie lepiej byłoby przemielić maszynką do mielenia mięsa, ale takowej nie posiadam. Zatem nie udało mi się osiągnąć gładkiej masy, ale może to i lepiej. Dzięki temu można odkryć składniki pasztetu;-)
   Na koniec dodałam pokrojone w drobną kostkę ogórki kiszone. Całość wymieszałam ręką. Sprawdziłam smak. Mój pasztet potrzebował więcej soli, ale to sprawa bardzo indywidualna, więc radzę sprawdzić pod swoim kątem.
   Przygotowałam wcześniej dwie foremki keksówki, które posmarowałam oliwą i obsypałam bułką tartą. Masa powędrowała do foremek i została posypana ziarenkami słonecznika i dyni, które lekko przyklepałam, ale chyba zbyt lekko, bo potem przy krojeniu latały na wszystkie strony...
   Pasztet piekłam przez około 30 minut pod przykryciem, a następnie kolejne 30 - 35 minut bez, żeby ziarenka się trochę przypiekły.