Strony

Google Website Translator Gadget

wtorek, 25 marca 2014

Zielone curry z ziołowym tofu

   W ramach prezentu z wyjazdu do Holandii dostałam od Ireny - mojej przyjaciółki - "Groene Curry" Kruidenpasta Asian Original :-) Że mało holenderska pamiątka? Ale jaka pyszna w połączeniu z ziołowym tofu!

   Kolejne łatwe, szybkie i smakowite danie.

  • pasta zielone curry 70 g - jak ktoś ma taką super przyjaciółkę jak ja, to użyje: groene-curry-kruidenpasta,
  • mleko kokosowe 400 ml,
  • 250 g tofu ziołowego, np. produkowane przez Rumix Prosoya,
  • 250 g pieczarek pokrojonych w plasterki,
  • 4 mini kolby marynowanej kukurydzy, pokrojone w grube plasterki,
  • 4 marynowane mini korniszonki, też pokrojone w grube plasterki,
  • 1 mała puszka zielonego groszku,
  • 1 cebula pokrojona w kostkę,
  • 2 ząbki czosnku przeciśnięte przez praskę,
  • odrobina soli,
  • odrobina oleju,
  • trochę posiekanego grubego szczypiorku.

   Zaczęłam od podsmażenia cebuli i czosnku. Po chwili dodałam pokrojone w niedużą kostkę tofu. 
   Osobno podsmażyłam pieczarki, posoliłam do smaku. Dodałam je do obsmażonego tofu, cebuli i czosnku. 
   Wrzuciłam kukurydzę i korniszonki. Chwilę poddusiłam. 
   Następnie wlałam wymieszane wcześniej w misce mleko kokosowe z pastą curry. Dusiłam około 10 minut, często mieszając, żeby trochę odparowało i dzięki temu zgęstniało.
   Na koniec wrzuciłam groszek i  posiekany szczypiorek.
   Tak przygotowane curry jest smaczne nawet bez ryżu. Ponieważ w skali ostrości na 3 papryczki ma zaznaczoną na opakowaniu jedną, to nawet dla wrażliwego podniebienia jest absolutnie w sam raz. 

niedziela, 23 marca 2014

Zupa krem z dyni

   A oto szybki przepis na aromatyczną zupę krem z dyni... mrożonej :-) Dynię pokrojoną w kostkę znalazłam w dziale z mrożonkami w lokalnych delikatesach. Na opakowaniu jest napisane "nowość" i chyba to prawdziwa nowość w tym sklepie, bo pani przy kasie zainteresowała się moim wyborem i także zdecydowała się na zakup.

  • 450 g mrożonej dyni pokrojonej w kostkę,
  • 1 cebula,
  • 2 ząbki czosnku,
  • ok. 1,5 cm świeżego imbiru,
  • trochę soli, 
  • trochę świeżo zmielonego pieprzu, 
  • 1 liść laurowy,
  • odrobinę oleju,
  • 1 płaska łyżka masła,
  • gorąca woda.
   W garnku, w którym miała gotować się zupa, na początek na rozgrzanym oleju podsmażyłam drobno posiekaną cebulę i czosnek wyciśnięty przez praskę. Po chwili dodałam masło. Kiedy cebula zrobiła się miękka, wrzuciłam do garnka dynię i zalałam niewielką ilością gorącej wody. Dodałam sól, świeżo zmielony pieprz, listek laurowy i starty na drobnej tarce imbir. 
   Zupa powinna być dość gęsta, żeby krem wyszedł kremowaty, więc z wodą nie należy przesadzać. 
   Kiedy dynia zrobiła się miękka, czyli po ok. 10 minutach, wyłączyłam gaz. Poczekałam aż zupa trochę przestygnie i wówczas ją zmiksowałam (z dbałości o ostrość noża ;-)).
   Zjadałam z dodatkiem bułki podgrzanej w tosterze i pokrojonej w kostkę oraz pestek dyni.
   Szybko, prosto, smacznie i rozgrzewająco, a poza tym optymistycznie w kolorze, czego na załączonym zdjęciu niestety aż tak nie widać, ale można mi wierzyć na słowo :-)

Mini sernik z wiórkami kokosowymi, skórką pomarańczową i rodzynkami

   Zainspirował mnie przepis, który jakiś czas temu znalazłam na blogu Relish it i zanotowałam w swoim zeszycie. Kiedy najdzie mnie ochota na coś, ale nie wiem jeszcze na co, przeglądam książki kucharskie i zeszyty z przepisami. I dzisiaj przyszedł w końcu czas na mini sernik. Pozmieniałam trochę składników, pododawałam to i owo, i oto co mi wyszło:

  • 250 g twarogu (np. Capreggio Sottile Gusto),
  • 1 jajko,
  • 2 łyżki cukru trzcinowego (dzisiaj dałam jedną łyżkę cukru zgodnie z przepisem z bloga "Relish it" i sernik wyszedł trochę za mało słodki, dlatego proponuję zwiększyć ilość cukru),
  • 1 łyżka budyniu waniliowego,
  • 1 kropla aromatu waniliowego (na "Relish it" był arakowy),
  • skórka otarta z jednej pomarańczy (w oryginalnym przepisie była skórka otarta z połowy cytryny),
  • garstka rodzynek Helio (a tak przy okazji polecam fan page Helio na FB, bo można tam czasem wypatrzeć jakiś ciekawy przepis),
  • wiórki kokosowe do posypania (tego też nie było w oryginalnym przepisie).


   Przygotowanie mini sernika okazało się dziecinnie proste. 
   Do miski wrzuciłam ser, jajko, cukier, budyń i aromat. Potraktowałam całość mikserem. Do dobrze wymieszanej masy dołożyłam rodzynki, skórkę z pomarańczy i delikatnie wymieszałam.
   Całość przełożyłam do naczynia do zapiekania (wcześniej posmarowanego minimalnie olejem), uformowałam górę z wierzchołkiem na środku, bo serniki mają tendencję do opadania. Posypałam wiórkami kokosowymi i włożyłam na 45 minut do piekarnika nagrzanego do 170 stopni.
   Właściwie i ciepły, i wystudzony jest równie smaczny i wprost idealny na podwieczorek dla dwojga...
   Następnym razem spróbuję posypać gorzką czekoladą. 

piątek, 21 marca 2014

Babeczki bananowo-bakaliowe


   Coś na dobry początek weekendu i na rozpoczęcie wiosny:-) 


   Ponieważ jest to moment, kiedy jeszcze trudno o pełnowartościowe owoce, to dlaczego by nie skorzystać z suszonych w naturalny sposób, czyli bez konserwantów, dwutlenku siarki i innych paskudztw? Na szczęście można takie owoce w Polsce dostać, np. "Helio natura" - rodzynki sułtańskie, morele i śliwki kalifornijskie. Nie jestem zbytnią fanką suszonych śliwek, ale te podbiły, jeśli nie moje serce, to z pewnością podniebienie. Są przepyszne! 
   O właściwościach zdrowotnych rodzynek, suszonych moreli, śliwek długo by trzeba było pisać, bo że błonnik, że witaminy i mikroelementy... A banany? O tych też można by wiele. Ale od czego jest internet ;-) Polecam stronę Helio oraz vegeabc.blogspot.com - poradnik on-line dla początkujących wegetarian.
    Ale, ale, czas na przepis na babeczki bananowo-bakaliowe, zwane coraz częściej "muffinkami", jakby polskie sympatyczne słowo "babeczki" nie było wystarczająco dobre do określenia małego, wyrośniętego ciasteczka ukrytego w papierowej lub silikonowej mini foremce ;-)

  • 175 g mąki pszennej,
  • pół łyżeczki sody,
  • 120 g cukru trzcinowego,
  • 2 rozgniecione banany,
  • 50 g rodzynek sułtańskich (np. Helio natura),
  • 50 g moreli suszonych (jak wyżej - Helio natura:-)), 
  • 50 g suszonych śliwek kalifornijskich (najlepsze jakie kiedykolwiek wcześniej jadałam, czyli... Helio natura),
  • 5-6 łyżek soku wyciśniętego z pomarańczy,
  • 2 jajka,
  • szczypta soli,
  • 150 g oleju,
  • garść włoskich orzechów - do posypania babeczek.

   W jednej misce wymieszałam mąkę z cukrem i sodą. Dodałam rodzynki, pokrojone na kawałki suszone morele i śliwki oraz rozgniecione banany. Dokładnie wymieszałam.
   W drugiej misce roztrzepałam jajka, do których dodałam szczyptę soli, sok pomarańczowy oraz olej. 
   Masę tzw. "mokrą" przelałam do miski z mąką, bakaliami i bananami. Wymieszałam starannie.
   Następnie wypełniłam ciastem 14 babeczkowych foremek (12 w specjalnej babeczkowej formie + 2 silikonowe), a każdą posypałam rozdrobnionymi orzechami włoskimi.
   Babeczki powędrowały do piekarnika nagrzanego do 180 stopni.
   Kiedy zrobią się złote w kolorze, czyli po około 30 minutach, trzeba sprawdzić patyczkiem (ja używam szaszłykowych "wykałaczek"), bo może są już gotowe. Jeśli patyczek po wyjęciu z babeczki jest suchy, to najwyższy czas wyjąć wypieki z piekarnika.

Babeczki tuż przed włożeniem do piekarnika
W piekarniku - obserwacja procesu wzrostu :-)
i po wyjęciu z piekarnika
Sprawdzałam, co kryje się w środku :-)

   

wtorek, 4 marca 2014

Carpaccio z pieczonego buraka z kozim serem

   To, że nie pisałam dość długo na blogu nie wynika z zaprzestania gotowania, ale z braku wolnego czasu na fotografowanie i publikowanie :-) Ale to się właśnie zmieniło. Idzie nowe, zatem wracam do przyjemności dzielenia się tym, czym karmiłam innych i siebie.
   Od kilku tygodni króluje w mojej kuchni burak. Burak kiszony, sok buraczany,
Foto: Monia W.
barszcz z kiszonych buraków, ale o nich w kolejnych postach. Dzisiaj o carpaccio z buraków pieczonych, od którego zaczęła się piątkowa uczta - wielosmakowa i bardzo kolorowa - jak widać na załączonym zdjęciu. Zupę krem z marchewki z imbirem i danie główne, czyli 
zapiekany fenkuł i czarny ryż z tym i owym, opiszę już wkrótce. A na deser było tiramisu, o którym pisałam dawno, dawno temu...
   A teraz do rzeczy. Co jest potrzebne na sześć porcji carpaccio z buraka?

  • 2 nieduże buraki,
  • 4 ząbki czosnku,
  • oliwa,
  • ocet balsamiczny,
  • garstka rukoli,
  • kilka kostek marynowanego koziego sera, 
  • świeżo mielony pieprz,
  • sól z ziołami prowansalskimi (opcjonalnie).

  Buraki starannie myję (nie obieram!), suszę, układam na folii aluminiowej, polewam niewielką ilością oliwy, dorzucam do każdego buraka po 2 ząbki czosnku (oczyszczonego), zwijam folię i wkładam takie bomby do piekarnika nagrzanego do 200 stopni na ok. 40 minut.
  Wcześniej marynuję ser. Czasem jest to ser owczy, czasem kozi, ale zasada ta sama. Ser kroję w kostkę, wkładam do szklanej miseczki, dodaję do niego 3-4 ząbki czosnku, posypuję oregano, tymiankiem i suszoną miętą (proporcje przypadkowe), zalewam oliwą, zamykam naczynie i odstawiam w chłodne miejsce, ale nie do lodówki. Po dwóch dniach ser jest pyszny, nasycony przyprawami, słonawy, lekko czosnkowy i idealny do sałatek.
   Ostudzone buraki obieram, kroję na bardzo, bardzo cienkie plasterki. Układam na kilku listkach rukoli, na środek kładę kilka kostek sera z zalewy ziołowo-oliwnej. Mieszam oliwę z kroplą octu balsamicznego, polewam buraki, posypuję świeżo zmielonym pieprzem oraz, jeśli ktoś sobie życzy, solą z ziołami prowansalskimi i gotowe. Można przybrać listkiem bazylii, dla ciekawszego efektu kolorystycznego.